Interia. Wywiad o “Czterech rzęsach nietoperza”

Kowalewska_Cztery-rzesy_mKazała nam pani czekać na dalsze przygody Matyldy bardzo długo – czym to było spowodowane?

Hanna Kowalewska: Już raz tak było w przeszłości, że czytelnicy czekali równie długo na kolejną książę z cyklu o Zawrociu. Góra śpiących węży została wydana w 2001, a następna część, Maska Arlekina, dopiero w 2006. Wtedy zajmowałam się m.in. pisaniem mojej najważniejszej powieści Julity i huśtawek.
Teraz jednak chodziło nie tylko o to, że potrzebowałam odmiany i czasu na stworzenie innych książek. Ogłosiłam przecież koniec cyklu! I naprawdę zamierzałam w tym postanowieniu wytrwać. Moja wyobraźnia niestety, czy może na szczęście, nic sobie nie robiła z tej deklaracji i jeszcze przed skończeniem Przelotu bocianów zaczęły powstawać kolejne scenki z życia Matyldy. Długo udawałam, że chcę tylko wiedzieć, co dalej w Zawrociu. Wydawało się, że już zawsze będę trzymać Matyldę w szufladzie, czasami dopisując to i owo – a skończyło się na kolejnej książce. Mają w tym swój udział czytelnicy, którzy ponawiali prośby o ciąg dalszy.

Czy aby sięgnąć po Cztery rzęsy nietoperza, trzeba przypomnieć sobie cały cykl czy też można czytać tę powieść bez takiego przygotowania?

Cykl o Zawrociu to nie są tylko zwykłe ciągi dalsze, ale odrębne powieści, z własną zamkniętą fabułą, nowymi bohaterami, odrębnym klimatem. Staram się pisać tak, by każdą część można było zrozumieć bez znajomości poprzednich. Choć oczywiście najlepiej poznawać losy Matyldy czytając “Zawrocia” po kolei, wówczas uzyskujemy jeszcze jedną płaszczyznę obserwacji – zmiany w życiu Matyldy, jej dojrzewanie, rozwój wewnętrzny. Bo Matylda jest główną bohaterką i narratorką całego cyklu. Praca nad takim przedstawieniem “starych” bohaterów, by nie nudzić czytelników znających wszystkie części, a jednocześnie by ułatwić spotkanie z nimi tym, dla których to będzie pierwsze zetknięcie z cyklem, to naprawdę niełatwe zadanie. I jakby z powieści na powieść coraz trudniejsze…

HANNA1
fot. Krzysztof Dubiel

Na rynku jest bardzo dużo książek opisujących sielankową prowincję, gdzie bohaterowie odzyskują równowagę i radość życia. Pani książka jest zupełnie inna – pokazuje prowincjonalne środowisko od mało romantycznej strony – jako sieć układów, wzajemnych niechęci, widać też siłę pomówień, ludzkiej zawiści i niechęci. Co dla pani jest najgorsze w takich zamkniętych grupach?

Sieć układów, plotki i zawiść równie dobrze można znaleźć w dużym mieście – na przykład w pracy. To nie jest cecha prowincji, a pochodna ludzkich wad, które może lepiej widać na prowincji, bo tam trudniej o dystans i zmianę towarzystwa. W mieście to jest łatwiejsze – nie odpowiada nam jedno środowisko albo jesteśmy w nim nieakceptowani, szukamy innego. W Czterech rzęsach nietoperza rzeczywiście mocno akcentuję te wszystkie nieciekawe układy, ale taka jest materia tej powieści – ktoś straszy Matyldę – nic dziwnego, że chcąc znaleźć sprawcę, Matylda obserwuje ciemniejsze strony życia. Ale jest też w tej książce całkiem spora gromadka osób, którzy otaczają Matyldę opieką czy dają wsparcie.
– Pamiętajmy też, że Matylda jest narratorką powieści – przedstawia zatem subiektywny obraz świata, który ją otacza. Jest to w dodatku świat mało jej znany, bo po raz pierwszy jest w Zawrociu zimą i po raz pierwszy tak naprawdę rozgląda się nie tylko po najbliższej okolicy, ale i sąsiednich miasteczkach. Prowincja jest jej obca, musi minąć trochę powieściowego czasu, zanim poczuje się w tym świecie pewniej.

Matylda mimo, iż funkcjonowała w mało przyjaznych wielkomiejskich układach, to jednak nie radzi sobie z regułami panującymi w małej społeczności. Czy te dwa środowiska aż tak bardzo się różnią?

Coraz mniej, ale jednak ciągle są różnice. Choćby dlatego, że plotka czy ostracyzm w małym środowisku mają inną siłę rażenia. Ja bym nie powiedziała, że Matylda sobie nie radzi z regułami panującymi w małej społeczności. Raczej ich nie zna. I w dodatku nie należy do osób, które podporządkowują się jakimś regułom. Dlatego zawsze trochę wystaje i drażni ludzi. Ale też dobrze to znosi. Nie jest z tych, którzy na siłę usiłują sobie zjednać wszystkich. Raczej szuka ludzi, którzy potrafią ją zrozumieć i z którymi czuje się dobrze. Myślę, że to zdrowe podejście do życia – choć nie ułatwia ono wchodzenia w zamknięte społeczności. W powieści zresztą niechęć pewnych ludzi wynika z czegoś zupełnie innego – Matylda, zamieszkując w Zawrociu i wiążąc się z Pawłem, niechcący staje im na drodze.

Matylda musiała uporać się z bolesnymi sprawami i tajemnicami rodzinnymi. Teraz buduje własną rodzinę – jakie trudności na nią czekają?

Powiem tylko o najważniejszych problemach, z którymi boryka się w Czterech rzęsach nietoperza. To przede wszystkim związek na odległość. Paweł wyjeżdża do Stanów i jest oczywiste, że to nie będzie jedyna taka podróż. Jej ukochany jest kompozytorem, pisze muzykę do filmów amerykańskich i będzie nie raz wyjeżdżać w sprawach zawodowych. Matylda postanowiła też zamieszkać na stałe w Zawrociu, a to oznacza, że jest daleko od świata, do którego była przyzwyczajona. Musi też zastanowić się, czy ślub z Pawłem to dobry pomysł. To nigdy nie jest łatwa decyzja, a wiele osób usiłuje udowodnić Matyldzie, że nic dobrego nie czeka ją w związku z Pawłem. Jest otoczona siecią intryg, musi oddzielić prawdę od fałszu, zmierzyć się z własnymi lękami i zazdrością.

Paweł podaje w książce swoją, dość zaborczą definicję małżeństwa: “Obrączka jest jak krąg, który się wokół siebie zakreśla. Magiczny krąg! Nawet jeśli się go przekracza albo pozwala wchodzić w niego innym, to pozostaje świadomość, że to świętokradztwo i że się za to zapłaci. I to słono”. A jak widzi małżeństwo Matylda, czego oczekuje od partnera?

Pawłowi nie chodzi o to, by zawłaszczyć życiem Matyldy i oddzielić ją od ludzi. Ma raczej na myśli moc przysięgi małżeńskiej, społeczną rangę związku. Obrączka jest jasnym sygnałem dla wszystkich, że tych dwoje się kocha i zdecydowało się być ze sobą do końca życia, że to coś poważnego, czego nie da się łatwo zniszczyć. A jest sporo osób, które chcą rozdzielić Matyldę i Pawła. Ten magiczny krąg ma ich, zdaniem Pawła, chronić. Także przed pokusami, jakie niesie życie.
Matylda przed laty straciła męża, jest wdową, wie, że żadna przysięga przed niczym nie chroni. Chyba też potrzebuje więcej czasu, by dojrzeć do małżeństwa. Tak to z nimi jest – Paweł wyprzedza ją trochę w uczuciach i decyzjach. Matylda jest wprawdzie bardzo zakochana, ale wystarczyłaby jej kocia łapa.

Koncepcje miłości Matyldy wielokrotnie się zmieniały: była cielesna namiętność, pokrewieństwo dusz, a teraz ćwiczy się w związku na odległość. Najdziwniejsze dla mnie jest to, że Matylda tak bardzo wierzy w Pawła i w tę miłość.

Nie tyle zmieniały się jej koncepcje miłości, co otwierała się w różnych okresach życia na co innego. Po śmierci Świra nie była gotowa na miłość, wchodziła więc w związki dla seksu. Teraz dojrzała do czegoś więcej.
– Co do Pawła, to jestem chyba jedyną osobą, która wierzy w Pawła i jego miłość, oczywiście oprócz Matyldy. I wierzyłam w to od czasów Tego lata, w Zawrociu. Gdy czytałam tę powieść niedawno, dostrzegłam, jak mocno już tam widać to zauroczenie obojga, fizyczne przyciąganie i takie intensywne widzenie się nawzajem, zrozumienie. To nie jest w powieści nazwane, ale ich miłość zaczyna się właśnie tam i trwa w następnych książkach cyklu, choć kolejne jej odsłony są opisywane dyskretnie, dlatego można je przegapić, goniąc za aktualnymi wydarzeniami. Gdy się przeanalizuje zmianę, jakiej podlega Paweł pod wpływem tej miłości, to widać, że to nie jest takie sobie zauroczenie. Ale może czytelnikom trudno to dostrzec, ponieważ czytają kolejne powieści cyklu w wieloletnich odstępach. Ja to widzę inaczej, w jednym ciągu, w szczegółach i pewnie dlatego łatwiej mi dostrzec potencjał miłości Pawła. I łatwiej mi zrozumieć Matyldę, która od Pawła zaznała tylko dobrych rzeczy. W końcu zjawia się ponownie w jej życiu i otacza ją opieką, gdy tego najbardziej potrzebuje. Potem wyjeżdża, ale do pracy.

Mam wrażenie, że Matylda zawsze za dużo poświęcała dla miłości i zwykle przyciągała czy też wybierała trudne obiekty uczuć. Paweł też nie jest najłatwiejszy do kochania…

Czy ja wiem? Paweł to uroczy mężczyzna, utalentowany, wrażliwy, inteligentny, dobrze wychowany, kochający. No tak… artysta, którego pożądają inne… W kolekcji mężczyzn Matyldy to naprawdę jest najlepszy egzemplarz! Czy ona zresztą potrafiłaby się zadowolić jakimś ciepłym miśkiem? To chyba byłoby nie dla niej. Paweł daje jej tyle samo pewności, co niepewności. Proporcje poprawiają miłość i namiętność – wzajemne.

Związek emocjonalny z Paulą – siostrą Matyldy – też jest z rodzaju tych pogmatwanych. Jednak tym razem Matylda przestaje zabiegać o jej miłość, po raz pierwszy naprawdę odpuszcza. Dlaczego?

Gdyby tak całkiem odpuściła nie byłoby wspólnej Wigilii i innych zdarzeń. Ale rzeczywiście Matylda trochę się dystansuje od swojej przyrodniej siostry. Przyczyn jest wiele. Matylda jest w ciąży, więc chroni się przed negatywnymi emocjami. Ale też chce uchronić przed nimi Paulę, bo to Matylda ma teraz to, o czym marzy jej przyrodnia siostra. Matylda wie, że na tym etapie ich życia niewiele można zrobić. Sprawy zbyt się skomplikowały – ale o tym trzeba przeczytać już w książce.

Czy mogłaby pani coś doradzić osobom, które mają problemy z toksyczną zazdrością pomiędzy rodzeństwem?

Zmiany trzeba zacząć od siebie. Jeśli się nie zmieniamy, nie zmienia się też układ między rodzeństwem i w ogóle w rodzinie, bo to zwykle szerszy problem, który wiąże się z nierównym traktowaniem dzieci. Gdy problem jest duży, warto pomyśleć o terapii. Dzięki niej możemy spojrzeć na wszystko w inny sposób i to pomaga, nawet jeśli pozostali członkowie rodziny nie zamierzają nic zmienić. Jeśli nie psycholog to lektury, rozmowy z kimś, kto potrafi z dystansu spojrzeć na nasze problemy, a nie tylko potakiwać. Czasami warto oddzielić się od toksycznej rodziny, choćby na jakiś czas. Matylda ma jeszcze inny sposób – usiłuje dociec, dlaczego nienawidzą się z siostrą, jakie są tego przyczyny, kiedy to się zaczęło. Zrozumienie takich rzeczy pomaga wydobyć się z rodzinnych schematów, bo zaczynamy widzieć mechanizmy, które rządzą daną rodziną. Łatwiej się wtedy przed nimi bronić.

Scena, w której Matylda po Wigilii ogląda album rodzinny i na każdym zdjęciu jest samotna, przeraża. Jak można coś takiego zrobić dziecku?

Można – i wiele innych rzeczy, dużo bardziej okrutnych, które dzieją się w rodzinach. Tę scenę lepiej zrozumieją czytelnicy, którzy mają za sobą Górę śpiących węży i Inną wersję życia. Dużo takich win rodzice popełniają, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, dlaczego to robią. Jedno dziecko jest w rodzinie niewidzialne, drugie staje się niezasłużenie czarną owcą, kolejne jest przysłowiową świętą krową. Dużo w tych postępkach różnych własnych traum, lęków i pragnień, co nie zawsze sobie uświadamiamy. Czasami z pokolenia na pokolenie przenosi się rodzinne schematy. Aż w końcu ktoś się buntuje. Matylda w Czterech rzęsach nietoperza bunt ma już za sobą, zadawanie pytań też. Ona już wie, że działa jej się krzywda, już o tym powiedziała matce, już ma ten dystans, który ją przynajmniej częściowo chroni przed bólem, gdy jest gorzej traktowana przez bliskich.

Dlaczego Paula, kochana przez rodziców i również przez Matyldę, czuje się taka niekochana? Skąd to nienasycenie?

Odpowiedź na to pytanie można znaleźć w Innej wersji życia. Matylda od niedawna okazuje dobre uczucia Pauli. Przez lata ją odtrącała z zazdrości o miłość matki. Rodzice niby rozpieszczali Paulę, ale z drugiej strony tresowali ją na grzeczną dziewczynkę. Miała być taka, jaką ją sobie wymarzyli. Matylda mogłaby ją we właściwym czasie wesprzeć, ale nie zrobiła tego. A to tylko czubek rodzinnej góry lodowej. I rodzinnych zapętleń. Odsyłam do kolejnych powieści, choć myślę, że nie wszystko się jeszcze wyjaśniło. Paula to postać w przemianie. Mam nadzieję, że jeszcze zaskoczy zarówno mnie, jak i czytelników.

Opisuje pani skomplikowany proces dojrzewania mężczyzn Matyldy do roli ojca. Zarówno Paweł, obecny jej partner, jak i Jasiek, biologiczny ojciec, muszą się z tym zmierzyć. Co według pani czyni mężczyznę ojcem?

Odpowiedzialność. To zresztą też zmienia chłopców w mężczyzn. Albo bierze się odpowiedzialność za los własnego dziecka i jego matki, albo nie. Wieczni chłopcy nie chcą wziąć odpowiedzialności za nic. W Czterech rzęsach nietoperza owo dojrzewanie do roli ojca obu panów dopiero się zaczyna, bo nie ma jeszcze dziecka. Prawdziwy sprawdzian nastąpi, jak się urodzi. Na razie lepiej się sprawdza Paweł, bo zaakceptował fakt, że Matylda jest w ciąży z innym mężczyzną i wsłuchuje się w jej brzuszek, jakby było tam jego własne dziecko. Choć Jasiek też robi jakieś postępy. Aż się boję, co będzie, gdy obaj poczują w pełni ojcami…

W książce znajdziemy też temat kontroli i chęci przemożnego wpływu na życie innych. Zarówno Kostek, jak i matka chcą kontrolować Matyldę, przyjaciele Pawła też mają pomysł na jego życie… Skąd się to bierze? Jak się przed tym uchronić, jak postępować z chętnymi do urządzania naszego życia?

Jest jeszcze wątek Miłki i jej męża, najbardziej okrutnego kontrolera w tej powieści. Kontrolowanie najczęściej bierze się z lęku. Boimy się być sami, boimy się kogoś stracić, chcemy zapełnić pustkę, nie mamy satysfakcjonującego życia, więc zajmujemy się innymi, by nie widzieć własnych błędów czy niemożności. Wpływanie na życie innego człowieka daje nam poczucie wyższości. Czasami dzięki temu czujemy się po prostu potrzebni…
Jak się bronić przed takimi ludźmi? Ja raczej byłam odporna na wpływy innych, więc mało mam przepisów na chronienie się przed tym. Myślę, że najpierw trzeba się zastanowić, jak naprawdę chce się żyć. A potem trzymać się swego, nawet jeśli to rani innych. Nikt nie ma prawa narzucać nam czegokolwiek. Nie musimy też nikogo zadowalać. Życie we własnym rytmie jest naprawdę fajne i warto złapać ten rytm.

Czy możemy mieć nadzieję, że Matylda nie da pani spokoju i pojawi się kolejna część? Nad czym będzie pani teraz pracować?

Mam już oczywiście w komputerze zapisanych kilkadziesiąt stron scenek z dalszego życia Matyldy. Tak było po napisaniu każdej części. Końcowa kropka dla mojej bohaterki i dla mojej wyobraźni nic nie znaczy. Życie w Zawrociu toczy się dalej. Zaczynam powoli widzieć, o co chodzi z Emilą, która jest jak dotąd najbardziej tajemniczą postacią cyklu. Może czas dowiedzieć się, dlaczego nie daje spokoju swemu bratu, niszczy wszystkie jego związki. Czuję, że jest tu naprawdę sporo do odkrycia. A znam jeszcze inne sekrety byłych mieszkańców Zawrocia – takie, których czytelnicy się nawet nie spodziewają. I tylko nie wiem, kiedy to wszystko znajdzie się w powieści. Bo od luźnych zapisków do książki daleko.
W tej chwili myślę zresztą częściej o Ince i kontynuacji Tam, gdzie nie sięga już cień – marzy mi się cykl “Jantarnia”. Pisząc kolejne “Zawrocia”, mogę obserwować świat tylko przez pryzmat myśli Matyldy. W “Jantarii” jest inna narracja, mogę spojrzeć na wszystko z wielu punktów widzenia, towarzyszyć wielu bohaterom. Mogę też pobawić się tam stylami, a to lubię. No i tęsknię za morzem. Zobaczymy, która bohaterka zwycięży – Matylda czy Inka.