Rozmowa o „Czterech rzęsach nietoperza”

Hanna Kowalewska opowiada o swojej najnowszej powieści Cztery rzęsy nietoperza.

Kowalewska_Cztery-rzesy_m

Dlaczego zdecydowała się Pani kontynuować serię o Zawrociu? Jakie były powody: liczne prośby czytelników, nierozwiązane sprawy w życiu Matyldy czy też może jeszcze coś innego?

Gdy wiosną ubiegłego roku postanowiłam usiąść do pisania kolejnej powieści z tego cyklu, miałam już w komputerowej szufladzie około 200 stron zapisków o Matyldzie i Zawrociu. One zresztą nie powstały z myślą o nowej książce ­–  jedynie notowałam to, co pomyślałam o życiu w Zawrociu po ostatniej kropce. Bo w mojej wyobraźni to życie dalej się toczyło i toczy mimo napisania Czterech rzęs nietoperza. To trochę taki mój alternatywny świat, którego nie dało się wykasować decyzją, że kończę serię. Mogłam to wszystko oczywiście zostawić w szufladzie, ale było wiele pytań od czytelników o to, czy jeszcze kiedyś napiszę o Matyldzie, więc w końcu pomyślałam, że może jednak.
To zresztą nie było łatwe zadanie, bo zostawiłam w końcówce poprzedniej części Matyldę –  moją główną bohaterkę i jednocześnie narratorkę  – w ciąży, zakochaną w mężczyźnie, który nie jest ojcem jej dziecka, w dodatku przeniosłam ją z Warszawy na prowincję, gdzie niemal nikogo nie zna, odebrałam ukochaną pracę w teatrze, maksymalnie skomplikowałam jej sprawy rodzinne – można więc śmiało powiedzieć, że zrobiłam wszystko, by kolejna powieść z serii o Zawrociu była niemożliwa do napisania. A jednak!

Skąd Pani czerpała pomysły do tej powieści?

To wszystko jest wynikiem gry wyobraźni, która karmi się tym, co mi kiedykolwiek wpadło do głowy. Gdzieś w głębi pamięci zachodzi proces lepienia skrawków informacji. Potem efekt tego lepienia nagle pojawia się w mojej świadomości w postaci gotowego pomysłu na scenę czy rozdział. Czasami to coś więcej, jakiś rodzaj czucia bohatera, jakbym słyszała jego myśli, widziała poruszenia, gesty, miny i także przestrzeń, w której żyje. Coś w rodzaju projekcji. W przypadku Zawrocia i jego bohaterów to czucie bywa niekiedy bardzo intensywne. Sądzę, że to, z których akurat skrawków lepi się dana powieść, jest związane w jakiś sposób z moim aktualnym życiem. Czasami potrzebuję coś przerobić w wyobraźni i fikcji, czasami przed czymś uciec, czasami z czymś się spotkać…

Co było tym razem?

Chyba tęsknota za prowincją i za innymi niż w dużym mieście, bliższymi relacjami z ludźmi. Za wspólnotą. Moja bohaterka coś takiego usiłuje wokół siebie stworzyć. Bo na prowincji, gdzie się znalazła, nie da się żyć bez ludzi. W mieście samotność i emocjonalną pustkę łatwiej zapełnić.
Myślę też, że miałam zapotrzebowanie na NOWE, bo w tej części jest bardzo dużo różnych drugoplanowych postaci, w dodatku nietuzinkowych – taka mała galeria oryginałów, łącznie z kosmitką.

Z tą wspólnotą chyba jednak Matyldzie nie do końca się udało?

To prawda. Matylda jest w skomplikowanej sytuacji. Decydując się zamieszać w Zawrociu na dłużej, stała się dla mieszkańców miasteczka kimś w rodzaju następnej Pani na Zawrociu. Przed nią była tam babka Aleksandra, osoba bardzo silna, charyzmatyczna, grająca na fortepianie, prawdziwa dama, z manierami i niepodważalnymi zasadami. Matylda nie może uniknąć porównań, bo wraz z Zawrociem odziedziczyła też prestiż tego miejsca i pozycję w hierarchii miasteczka. A babka Aleksandra żyła w dodatku za bramą i trzymała mieszkańców miasteczka na dystans. I ten dystans także odziedziczyła Matylda.
Jakby było mało tych zaszłości, Matyldzie przydarzyło się ostatnio sporo rzeczy, które w małych społecznościach ciągle jeszcze nie są do końca akceptowane i stają się tematem plotek – po pierwsze przypadkowa ciąża z mężczyzną, który zakochał się potem w innej i nie dorósł do roli ojca,  po drugie związek z Pawłem, ciotecznym bratem, co jest naruszeniem społecznego tabu. Sporo jak na Panią na Zawrociu. A jeszcze w dodatku Matylda nie do końca rozumie te wszystkie prowincjonalne zasady, bo przecież całe życie mieszkała w Warszawie i żyła swobodnie, nie licząc się z opinią społeczną. Trudno więc nagle wejść w nowe środowisko, zaprzyjaźnić się z ludźmi, którzy mają inną mentalność, zwłaszcza że ci, którzy powinni jej to ułatwić, a więc rodzina i przyjaciele Pawła, okazują jej niechęć.

Ja bym raczej powiedziała, że jest to wrogość. Zarówno warszawski świat Matyldy, jak i otoczenie Pawła przypomina kłębowisko jadowitych żmij. Skąd się to bierze?

Przede wszystkim stąd, że przyjaciele Pawła oraz jego siostra mają własne plany co do niego i Matylda im przeszkadza. A Matylda ma jeszcze do tego własnego stalkera, Kostka, z którym była kiedyś związana i który usiłuje ją odzyskać albo chociaż mieć wpływ na  jej życie. Kostek potrafi być naprawdę destrukcyjny i psuje jej relacje z innymi. A że Paweł ma też kogoś takiego w swoim najbliższym otoczeniu, to sytuacja zagęszcza się maksymalnie.

Jakie jeszcze wyzwania przygotowała Pani dla głównej bohaterki?

Największe wyzwanie to miłość. Matylda w przeszłości straciła ojca i męża, więc zamknęła się na miłość. W Czterech rzęsach nietoperza wreszcie się na nią otwiera, kocha i jest kochana, ale ta miłość ma różne obciążenia. Jednym z nich jest to, o czym już wcześniej mówiłam – Paweł, ukochany mężczyzna Matyldy, jest jej ciotecznym bratem. Drugim poważnym obciążeniem jest zawód Pawła, który jest kompozytorem robiącym właśnie karierę w Stanach, gdzie podpisał kontrakty na napisanie muzyki do dwóch filmów. Związek z artystą zawsze jest ryzykowny, bo z twórczą pasją trudno jest konkurować. Matylda zdaje sobie sprawę z tego, że to właśnie muzyka będzie przez całe życie największą jej rywalką.
A to tylko początek problemów, bo są ludzie, którzy chcą ten związek zniszczyć. Żeby było jeszcze trudniej, wysyłam Pawła do Stanów, gdzie musi załatwić ważne sprawy zawodowe. Tak więc chwilowo jest to miłość na odległość, a wtedy łatwo o nieporozumienia czy wątpliwości. Do tego prowincja, późna jesień i zima w pustym Zawrociu, samotność. Spokojnie by tego wystarczyło, a jeszcze ktoś zaczyna straszyć Matyldę.

Cztery rzęsy nietoperzamają bardzo kryminalny klimat Matylda musi zamienić się w rasowego detektywa, czeka ją nawet współpraca z policją to chyba pewnego rodzaju nowość dla niej?

Każda z części cyklu o Zawrociu ma inny klimat. Cztery rzęsy nietoperza to powieść z dreszczykiem. Detektywistyczny talent Matyldy objawił się właściwie już w Tego lata, w Zawrociu, pierwszej części cyklu, tyle że tam i w następnych tomach Matylda zajmowała się jedynie przysłowiowymi trupami w rodzinnych szafach. To były śledztwa dotyczące jej własnej przeszłości i rodzinnych tajemnic. W Czterech rzęsach nietoperza nie ma wyprawy w przeszłość, ale teraźniejszość przynosi nie mniej zagadek, które musi rozwiązać Matylda.

Mając w pamięci wszystkie książki z cyklu o Zawrociu, mam wrażenie, że Matylda nie ma szczęścia do mężczyzn. Czy można o to obwiniać los, czy też ona sama przyciąga takie trudne egzemplarze?

Wszystko zależy od tego, co rozumiemy pod terminem szczęście. Ktoś chce pewności, stałości i troskliwości, ktoś inny ceni sobie brak trosk materialnych i wynikające z tego możliwości, więc najważniejszy jest dla niego pełny portfel, a jeszcze ktoś inny woli ekscytację i namiętność. W dodatku trudne egzemplarze często zmuszają nas do życiowych zmian i rozwoju.
Matylda po śmierci Świra, jej męża, raczej unikała mężczyzn, z którymi mogłaby związać się na stałe. Wchodziła w związki z mężczyznami, którzy jak ona nie byli gotowi na miłość. To raczej był je wybór niż przyciąganie. Taki był Michał z Tego lata, w Zawrociu, Kostek z Góry śpiących węży, Jakub z Maski Arlekina, Igor z Innej wersji życia. I taki okazał się Jasiek z Przelotu bocianów, ojciec jej dziecka. Czy Paweł, z którym związała się teraz, jest inny? Odpowiedzi trzeba poszukać w Czterech rzęsach nietoperza, choć sądzę, że nie będzie wyczerpująca. Paweł ciągle pozostaje tajemniczym mężczyzną, a przez to też interesującą postacią dla mnie.

Zostańmy na razie przy Jaśku, ojcu jej dziecka, mężczyźnie, który nie dorósł ani do ojcostwa, ani do partnerstwa – to problem, który przydarza się wielu kobietom. Jak sobie poradzić z taką sytuacją? Co Matylda mogłaby im poradzić?

Matylda ma ułatwioną sytuację, bo jak to w powieściach bywa, zjawia się ten drugi, który jest skłonny pokochać zarówno ją, jak i dziecko. W życiu rzadko się tak zdarza. Jedyną radą w takiej sytuacji jest to, by nie budować niczego na siłę, tylko dlatego że dziecko jest już w drodze. To się nie uda. Lepiej w takim wypadku postawić na samotne macierzyństwo, a jednocześnie starać się dogadać z ojcem dziecka, by jednak włączył się w proces jego wychowywania w takim stopniu, w jakim jest do tego zdolny. Bo zawsze jest nadzieja, że coś się w mężczyźnie zmieni i dojrzeje do bycia ojcem. Natomiast na to, że dojrzeje też do partnerstwa, nie warto liczyć.

Jaki mężczyzna byłby idealny dla Matyldy?

Na pewno taki, z którym nie będzie się nudzić. Nietuzinkowy. Kreatywny. Inteligentny. Musi być dopasowany do niej seksualnie, z podobnym temperamentem, bo seks odgrywa w życiu Matyldy sporą rolę. Taki, który pozwoli jej być sobą, bo przez dziesięć lat, podczas których Matylda wiązała się na krótko, przyzwyczaiła się do kierowania swoim życiem. Wierny, bo oszustów i zdradzających Matylda od razu wykreśla ze swego życia. Tyle wiem. Reszta się okaże, jeśli napiszę kolejną część.

Matylda jest pierwszą kobietą, z którą Paweł chce się związać naprawdę. Czym go ujęła? Jaką ma przewagę nad innymi kobietami, które pojawiły się w jego życiu?

W życiu Pawła było kilka kobiet. Czytelnicy tak naprawdę poznali tylko trzy – pierwszą i dwie ostatnie. Inne na razie pozostały tajemnicą. Z tego, co wiemy, w życiu Pawła przeważały kobiety, które usiłowały nim zawładnąć. Matylda jest pierwszą, która daje mu dostatecznie dużo przestrzeni, której potrzebuje artysta. Jest też stabilniejsza emocjonalnie niż poprzednie kobiety, umie odpuścić w kryzysowych sytuacjach, nie nakręca się, trzyma się jasnej strony życia, emanuje pozytywną energią. Paweł potrzebuje ustabilizowanej i silnie psychicznie kobiety, ponieważ spora część jego własnej energii jest mu niezbędna do tworzenia. Słaba kobieta to dla artysty kłopot. Paweł więc instynktownie szuka takiej, która może żyć bez oplatania mężczyzny jak powój.

Byłam pod wrażeniem tej siły Matyldy i także jej wiary w to, że Paweł ją naprawdę kocha i nikt tego nie zmieni. Właściwie żadna z jej rywalek nie zdołała zasiać prawdziwych wątpliwości. Skąd główna bohaterka czerpie taką siłę? Czy można aż tak bardzo wierzyć w drugiego człowieka?

Matylda faktycznie – mimo że sporo osób usiłuje zniszczyć jej wiarę w Pawła – nie przestaje w niego wierzyć. Ale właśnie na tym polega prawdziwa miłość, na wierze w drugiego człowieka. Gdy ta wiara się kończy, tak naprawdę kończy się też miłość. Mogą zostać przywiązanie, namiętność, uzależnienie psychiczne, ale bez wiary tak naprawdę nie ma miłości. I bez nadziei, że wszystko będzie dobrze. Tak więc wiara w Pawła przyszła razem z miłością. Moim zdaniem to nie jest zwykłe zakochanie. Paweł i Matylda zajrzeli w swoje dusze. To obojętne, czy będą żyć razem, czy oddzielnie – oni już zawsze będą silnie złączeni. Matylda to wie. Nie wiem, czy to udało mi się tak opisać, ale w ten sposób myślę o ich miłości.
Natomiast jeśli chodzi o siłę psychiczną Matyldy, to jest ona wynikiem jej wychowania, życia i genów. Nie darmo Matylda jest wnuczką babki Aleksandry, która była bardzo silną kobietą. Dziadek Maurycy też był wspaniałym człowiekiem i lekarzem. Nie wiadomo, jakie geny odziedziczyła po ojcu, który nie znał swoich przodków, ale chyba nie najgorsze, sądząc po tym, co Matylda usłyszała na zjeździe Malinowskich, który opisałam w Górze śpiących węży. Z innych części cyklu wiemy, że życie nie oszczędzało Matyldy. Musiała poradzić sobie z paroma traumami i z bardzo skomplikowaną sytuacją rodzinną, z brakiem akceptacji i prawdziwego ciepła. Dlatego ma w jednym palcu różne strategie przetrwania i dobrze radzi sobie w kryzysowych momentach. To akurat znam doskonale z własnego życia. Kłopoty mnie mobilizują. Gdy jest dobrze, wpadam albo w letarg, albo w panikę.

Matylda w Czterech rzęsach nietoperza musi walczyć z niechęcią i nieżyczliwością. Dlaczego drażni tak wiele osób?

Jest ładna, zgrabna, inteligentna, ma Zawrocie, jest akurat kochana – mnóstwo powodów do irytacji dla innych. Ale myślę, że akurat w tej powieści najbardziej drażniące dla innych jest to, że Matylda nie spuszcza z tonu mimo różnych okoliczności, które inne kobiety wepchnęłyby do mysiej dziury. Jak śmie być szczęśliwa z Pawłem, gdy jest w ciąży z innym? Jak śmie nie przepraszać za związek z ciotecznym bratem? Jak śmie nie przejmować się tym, że na  biurku dyrektora teatru czeka już wypowiedzenie, które pewnie kiedyś otrzyma? I jak śmie nie podawać się presji tylu osób i postępować inaczej, niż się tego wszyscy spodziewają? I tak dalej… Matylda mimo okoliczności zostaje sobą, a to najbardziej drażni całą masę osób nie tylko w powieści, ale i w życiu. Choć inni właśnie to cenią sobie w ludziach najbardziej. Myślę, że moi czytelnicy należą do tej drugiej grupy.

Mimo tupetu Matyldy, jej siły, w Czterech rzęsach nietoperza poznajemy ją w wielu innych odsłonach, gdzie emanuje czymś zupełnie innym, łagodniejszym. W ogóle cykl o Zawrociu zdaje się być tak naprawdę opowieścią o kobietach i wszystkich odcieniach kobiecości. Jaką kobietą jest Matylda w tej części? Czym dla niej jest kobiecość, jak ją definiuje?

W powieści nie ma definicji, za to na pewno toczy się podskórny dyskurs o kobietach, ich życiu, różnych rolach i odcieniach kobiecości. Jedna z bohaterek mówi: „BYWAM matką. I BYWAM żoną. To w zupełności wystarczy”. Inna znajoma Matyldy namawia ją do powrotu do Warszawy, ponieważ uważa, że Matylda nie powinna zamykać się w Zawrociu, bo to świat teatru i praca są jej przeznaczeniem, a nie dom na prowincji i związek z Pawłem. Matylda tak naprawdę się temu wszystkiemu przygląda, bo jeszcze nie jest ani matką, ani żoną, kochanką też chwilowo nie, bo Paweł wyjechał, a zwolnienie lekarskie oddaliło ją od pracy.
Ale na pewno jest zakochaną kobietą. I to zakochanie zmienia jej życiowe priorytety, choć w pewnym momencie Matylda zaczyna się trochę bronić przed tym miłosnym zapatrzeniem i odsłaniają się inne role. Cały czas przygotowuje się też do macierzyństwa, prowadzi dialog z dzieckiem. Momentami rządzą nią ciążowe hormony. Chwilami zakochana kobieta walczy trochę z tą ciężarną. „Dlaczego Fasolka nie mogła sobie pobyć w fasolowatym kształcie do momentu, aż będę gotowa na więcej? Pół roku! Rok! Ona byłaby w środku malutka i bezpieczna, a ja mogłabym w tym czasie bawić się w miłość z Pawłem”. To tylko jedna odsłona z wewnętrznego dialogu Matyldy, podobnego do tych, które kobiety prowadzą przez całe życie. Niektórym płynnie udaje się przechodzić od roli do roli, inne nieustannie się szarpią, albo nawet spychają część siebie w niebyt, jak Mamuśki zapominające o tym, że też są kobietami. We współczesnym, zapracowanym świecie niezwykle trudno jest pogodzić te wszystkie życiowe role, które przypadają kobietom.

Jednak bohaterki Pani cyklu zdają się radzić sobie w życiu całkiem dobrze. Zawrocie pełne jest silnych, nietuzinkowych kobiecych postaci. Z którą z nich chciałaby Pani odbyć dłuższą rozmowę i na jaki temat?

Jeśli chodzi o cały cykl, to rzeczywiście silnych i nietuzinkowych kobiet jest w nim sporo. Ja jednak najchętniej porozmawiałabym z tymi bohaterkami, które pozostały tajemnicze. Do takich postaci należy Emila, siostra Pawła. Wydaje się antypatyczna, ale właściwie Matylda, która jest też narratorką powieści, nie zna jej zbyt dobrze. Nie wiemy tak naprawdę, co Emilą kieruje, dlaczego niszczy wszystkie związki brata, co zrobiło z niej intrygantkę, nienawidzącą rodziny, zdolną spalić fortepian. Jestem bardzo tego ciekawa. I chciałabym wiedzieć, o co tak naprawdę chodzi w trio: Paweł, Emila, babka Aleksandra. Tylko czy z Emilą dałoby się pogadać?
Mam wrażenie, że ostatnia powieść trochę odbiega od serii i że tak naprawdę w Czterech rzęsach nietoperza jest więcej interesujących mężczyzn niż kobiet – choć przedstawionych odrobinę szkicowo. Lubię Brunona  –  sto procent męskości. Gutek imponuje mi inteligencją i zaczepnością. Wolę takie słowne przepychanki niż uprzejmości. Zygmunt ma wyjątkowy talent narracyjny i poczucie humoru. Zabawny facet. Nie miałabym nic przeciwko wygrzewaniu się na którejś z siedmiu werand w domu Ignacego i słuchaniu o jego obsesjach i tajemniczej, toksycznej kochance…

No właśnie! Cztery rzęsy nietoperza to też powieść o toksycznych związkach i zależnościach – dlaczego ten temat tak często pojawia się w pani twórczości?

Pewnie dlatego, że należę do osób mających problemy z uczuciami. Inna rzecz, że dobre, ciepłe, bezpieczne uczucie kiepsko się opisuje. Literatura karmi się tym, co przekracza normę, co ludzie ukrywają – czasami nawet przed sobą. A ja lubię zaglądać w mroczne zakamarki duszy, oglądać to, co wmiecione pod dywan, głęboko schowane. Może dlatego, że wierzę, iż tylko wstawienie tego na światło dzienne oczyszcza? Grzebiąc w duszach bohaterów, mam okazję czynić też porządki w swojej, nie najjaśniejszej.

Fortepian był rozpoznawalnym i centralnym rekwizytem Zawrocia. Po jego zniszczeniu powstała pustka, której Matylda nie zdecydowała się wypełnić. Dlaczego? A może jednak coś innego wypełni to miejsce…

Na pewno nie dziecięce łóżeczko, bo nie pasuje do salonu. I nie pianino Pawła, bo jest za mało reprezentacyjne i ani Paweł, ani Matylda nie są gotowi na taką zamianę. Sama jestem ciekawa, co kiedyś stanie w tym miejscu. Jeszcze tego nie wymyśliłam. Za to jestem pewna, że pod spaloną podłogą coś jest. Fortepian nie tylko był najważniejszym sprzętem w Zawrociu, ale i krył pewną tajemnicę. Tyle że to już zupełnie inna opowieść…